Archiwum

Alma

Kupowanie w polskim markecie wina białego, które ma więcej niż 2 lata, to zazwyczaj zabawa bez większych szans na wygraną. Wino płaskie, pozbawione owocu i kwasowego nerwu może popsuć każdy wieczór. Co innego, gdy winem tym jest riesling. Zwłaszcza od uznanego producenta. Szczep ten nawet w podstawowym, wytrawnym wydaniu potrafi opierać się upływowi czasu niczym Cindy Crawford i długo zachowywać świeżość, a ewoluując zyskuje nowe walory aromatyczne i nabiera złożoności. Dlatego też wkładając do koszyka pięcioletniego rieslinga od Penfolds, włączamy się do gry, której rezultat w zasadzie znamy.

penfolds rieslingW nosie dojrzałe i ewoluowane, otwiera się powoli. Najpierw naftowe, po dłuższej chwili w kieliszku czujemy brzoskwinie i owoce tropikalne. W ustach na szczęście wciąż ma ten swój świdrujący, kwasowy kręgosłup, na który nanizano brzoskwiniowy owoc. Dyskretna nuta słodyczy i mamy pełen obraz rieslinga w niezłej formie.

Penfolds Rawson’s Retreat (Alma, niecałe 22 złote w promocji) to podstawowa seria od tego znanego i cenionego producenta z Antypodów. Nota degustacyjna sugeruje, że wino jest świeże i cytrusowe i pewnie takie było 3 lata temu. Teraz jest dojrzałe, eleganckie i o dużej, zwłaszcza jak na tę cenę, klasie. Z okazji Świąt Wielkanocnych takich okazji życzymy Wam i sobie na co dzień.

Nie warto się w ogóle rozwodzić nad tym, że riesling to najlepszy biały szczep winorośli na świecie. Jest to tzw. „oczywista oczywistość”, tak jak oczywistym jest, że gdy trafiamy na butelkę z żółtą etykietą i nazwą w cudzysłowie, to jest to „Hugel”, ambasador Alzacji i wzorzec metra. Drodzy Państwo, to oczywiste zatem, że riesling od Hugela musiał się u nas kiedyś pojawić.

hugel riesling 2010

Jeśli już kupować białe wino starsze niż rocznik bieżący, to najbezpieczniej wybrać rieslinga właśnie. Riesling „Hugel” 2010 potwierdza tę teorię w stu procentach, w nosie jest dość łagodne, przede wszystkim cytrusowe, z odrobiną jabłka i ananasa. W ustach raczej powściągliwe, cytrusowe i świeże o świdrującej kwasowości, zdecydowanie wytrawne i nieskomplikowane, a wręcz zaskakująco proste. Na finiszu jedynie pojawia się dysketnie mdławo – gorzkawa nuta.

Riesling od uznanego producenta nie zachwyca, ale i nie rozczarowuje. Jest to uczciwe i całkiem smaczne wino, raczej wół roboczy do ryb i chińszczyzny niż akompaniament do deliberowania nad losem świata. W swojej typowej cenie (ok 77 pln) nie do powtórzenia, ale zajrzyjcie do Almy, w lutym stał przeceniony o 50%.

azulJako winoholicy, wina portugalskie lubimy za żywiołowość, ekspresję owocu, bezpretensjonalność i świeżość, a jako właściciele wiecznie zbyt chudego portfela uwielbiamy je za to, że w przedziale 20-30 złotych stanowią najmniej ryzykowną inwestycję. Tak właśnie jest w przypadku Azul Portugal Douro  2011 (Alma, 29 pln) od Lua Cheia em Vinhas Velhas, producenta należącego do dużej grupy Wines & Winemakers by Saven.

Wino pachnie jeżyną i śliwką, choć może nieco zbyt łagodnie jak na nasz gust. W ostach mnóstwo świeżych, dojrzałych owoców, wiśni, jeżyn i truskawek, a zaraz za nimi pieprzno – ziołowy finisz.

Azul Portugal Douro to proste, solidne wino, o stopień lepsze niż np.  Quadrifolia, żywe i pikantne o dobrze wtopionym alkoholu, którego nie poskąpiono (14%).

tarridaBardzo ładna etykieta zwróciła naszą uwagę na to młode katalońskie wino. Estetyka butelki, zakrętka oraz obietnica spotkania z jednym z bardziej lubianych przez nas szczepów, garnachą, sprawiły, że Tarrida (Alma, 30 pln) wylądowała w koszyku, a zaraz potem na stole.

W nosie intensywny, soczysty owoc – jeżyny i wiśnie, świeży i urzekający. W smaku atak owocu, chwila zawahania i zaraz potem bardzo pikantny finisz. Kwasowość, jak to u garnachy, umiarkowana i nie zwraca na siebie uwagi.

Nieprzekombinowane, bezpretensjonalne, a przy tym po prostu pyszne wino do różnych zastosowań, kulinarnych i nie tylko. W kategorii „hiszpańskie do trzech dych” Tarrida detronizuje Taringę. Instytut poleca!

Marketowa seria Oucitan od Les Vignerons de la Méditerranée rzuca się w oczy od razu po wejściu do Almy. Dlaczego by nie sprawdzić ile sę warte te wina, zwłaszcza, że kilka pozytywnych recenzji już zdążyły zebrać. W ramach serii otrzymujemy mozliwość spróbowania i porównania win z kilku największych langwedockich apelacji, a wszystko to w dość przystępnej cenie i w tym samym roczniku. My wybraliśmy trzy spośród nich. Wszystkie wina sa kupażami typowych południowofrancuskich szczepów, czyli grenache, syrah, carignan i mourvedre w różnych proporcjach.

Oucitan Corbieres 2011 (Alma, 30 pln) jest winem nieskomplikowanym, w nosie prosty czerwony owoc, w smaku lekkie, owocowe, z dość gładką taniną i tylko odrobiną pieprzu na finiszu. Jednym zdaniem – dobre, łatwe w piciu i uniwersalne kulinarnie wino.

Nieco bardziej wymagające jest Oucitan Saint – Chinian 2011 (Alma, 30 pln), w zapachu otwierające się aromatem wiśni w czekoladzie i lukrecji, z jakby ziemista nutą i nieco wyczuwalnym alkoholem. Smakuje wiśniami i jeżyną, z odrobiną ciemnej czekolady. Na finiszu nieco pieprzu i goryczki. Potężniejsze i bardziej bogate niż Corbieres, ale wciąz całkiem przystępne i kulinarne.

oucitan

Oucitan Minervois 2011 (Alma, 26 pln) w nosie jest dość wątłe i niedookreślone, za to nadrabia w ustach. Intensywny i nieco goryczkowy owoc spod znaku jeżyn i porzeczek, do tego garść gorzkiej czekolady i zadziorne, mocne taniny na dość długim finiszu dają wino bodaj najcięższe z całej trójki, zdecydowanie wymagające łączenia z jedzeniem. Nie musi to być od razu karkówka – makaron z szynką parmeńską też dał radę je okiełznać.

Degustowana trójca win daje ciekawy przekrój langwedockich apelacji: od cieszącego owocem Corbieres, przez charakterne Saint – Chinian, po dość wymagające (jak na półkę do trzech dych) Minervois. Wina są smaczne i przystępne. Dobry zestaw do nauki i zdecydowanie dobry do wykorzystania „w kuchni”.

la jolieBergerac to taki ubogi krewny Bordeaux – położone po sąsiedzku, odmiany winogron w większości te same, gleby podobne do tych z Saint-Emilion, ale rozmach zdecydowanie mniejszy i sława też jakby za kuzynem nie nadąża, przynajmniej w temacie win wytrawnych. Nie jest to żadna tajemnica, że w Instytucie nie przepadamy za Bordeaux, toteż i do Bergerac podchodzimy zwykle z rezerwą.

Chateau La Jolie 2010 (Alma, 32 pln) to kupaż 70% merlot i po 15% cabernet franc i sauvignon. W nosie nieco waniliowej, beczkowej słodyczy, pod która kryją się świeże czerwone owoce. W ustach wino jest świeże i żywiołowe, o średniej koncentracji, pełne ledwo co dojrzałych owoców – mamy tu czerwone porzeczki, jest wiśnia i trochę aronii. Kwasowość raczej wysoka, pijalność podobnie.

Nie jest to wino wybitne, w temacie oddania charakteru apelacji, wyrazistości terroir i głębi mieści się w stanach lekko-półśrednich, ale jego wysoka kwasowość i owocowa lekkość czyni z niego bardzo dobrego kompana do codziennego obiadu.

nebla 2011 verdejoW ramach styczniowego zgłębiania win ze szczepu verdejo odkorkowaliśmy kolejne wino z Ruedy. Trzy słowa o regionie: Rueda to apelacja dość młoda, bo utworzona w 1980 roku, która słynie przede wszystkim z win białych. Znajduje się ok. 150 km na północny zachód od Madrytu, a położona jest na rozległym płaskowyżu na wysokości ok. 600-800m n.p.m, przez co klimat jest tu bardziej kontynentalny niż śródziemnomorski – lato gorące, ale nie tak bardzo jak w okolicznych regionach i wyraźnie zaznaczona, długa zima, podczas której temperatura nierzadko spada poniżej zera. Dominującym szczepem jest oczywiście verdejo, ale dopuszcza się również viurę, sauvignon blanc, palomino fino, a także odmiany czerwone – tempranillo, garnachę oraz cab-sauv i merlot.

Nebla Verdejo 2011 (30 pln, Alma) ma charakterystyczny, mysi, nieco siuśkowaty zapach, który z czasem ustępuje nutom ananasowym i cytrusowym. W ustach jest świeże i cytrusowe, o wyraźnej, intensywnej kwasowości. Pije się łatwo i dobrze łączy się z posiłkiem, w naszym przypadku z pieczonym pstrągiem, albowiem właśnie do ryb i owoców morza to wino pasuje najlepiej.

Nie jest to wino wybitne, ale przyzwoite i dobre do jedzenia. Rueda w typowym, rześkim wydaniu.

Kto wie jaki szczep wykorzystywany do produkcji wina zajmuje największą powierzchnię upraw?*

vegaval plata verdejo 2010

Nie, nie jest to merlot, ani też chardonnay. Verdejo też nie. Ale airen, który jest odpowiedzią na powyższe pytanie daje tak słabe wina, że hiszpańskie winiarstwo nie tak znowu dawno temu, bo w latach 70., zwróciło się ku bardziej żywiołowemu i świeżemu verdejo. Dlaczego dopiero teraz verdejo przeżywa renesans, choć do Hiszapnii dotarło już w XI wieku? Odpowiedzią jest postęp technologiczny. Airen i viura/macabeo to szczepy, które dużo lepiej znoszą gorące i suche warunki Wyżyny Kastylijskiej, są mniej podatne na utlenienie i łatwiejsze w winifikacji. Winiarz sprzed stu lat miał do wyboru produkować wino, które może się łatwo popsuć, robić wino utlenione w stylu sherry, robić pijalne, ale pewne wino z airen lub viury, albo w ogóle odpuścić sobie białe i nasadzić tempranillo. Dziś taki winiarz sadzi verdejo, zbiera je nocą, gdy temperatura nie przekracza 15 stopni Celsjusza i fermentuje na zimno. Nagrodą za trud są aromatyczne, świeże i orzeźwiające białe wina.

Tyle tytułem teoretycznego wstępu, teraz czas na ćwiczenia praktyczne. Instytut wziął do analizy trzy butelki łatwo dostępne na polskim rynku, ze średniej i dolnej półki. Dwie z nich pochodzą z Ruedy, regionu w którym verdejo jest podstawowym szczepem, trzecia z Valdepenas.

perla maris verdejo

Vegaval Plata Verdejo 2010 (Alma, 18 pln) od znanego nam już Miguela Calatayud z regionu Valdepenas to wino wypite odrobinę za późno. W nosie jest fantastyczne, bardzo intensywnie gruszkowe, z odrobiną moreli i brzoskwiń, rozbudowane i wciągające. Niestety, smak prawdopodobnie to już historia, jest raczej słabo kwasowy, nieco wypłaszczony, choć wciąż jeszcze owocowy. Kupione za 18 pln jest warte polecenia, z zastrzeżeniem, że to już ostatni dzwonek dla tego wina. Jeśli komuś trafi się nieco żywsza butelka, to będzie to wino o świetnej relacji ceny do jakości.

Perla maris 2011 (V.Vinifera, 38 pln), dystrybuowane przez Nuevos Vinos, który sprzedaje sporą część swoich win V.Viniferze (warto zajrzeć na stronę i porównać ceny). Nos kwachowaty, cuchnący przejściem podziemnym na dworcu, skarpetami i moczem. W ustach (tak, wzięliśmy to do ust) bardzo cierpko – kwasowe, cytrusowe z nutą jabłkową. Po przewietrzeniu nieprzyjemne aromaty zanikają, zapach wypłaszcza się, jest cytrusowo – jabłkowy, podobnie w smaku, cierpka kwasowość robi się mniej nachalna, wino staje się pijalne. Pierwsze wrażenie jednak pozostaje. To trochę jak z kobietą, która nie goli nóg – co z tego, że ma ciekawą osobowość, gdy wiemy co czai się w nogawkach spodni? No ok, możemy pogadać na fejsbuku. Z tym winem nie będziemy jednak więcej gadać.

lirum verdejo

Lirum 2011 (Biedronka, 15pln) od Bodegas Navarro Lopez to wino „niekonieczne”**. Tania cytrusowość i niezbyt ciekawy aromat składają się na wino, które da się wypić, tylko po co? Więcej nie napiszemy. Bo po co?

.

Z trzech przeanalizowanych win Instytut kupi ponownie verdejo z etykietką Vegaval Plata, ale już w nowym roczniku. Cóż, nasza degustacja jest raczej kiepską reklamą dla verdejo i Ruedy, ale nie załamujemy się. Jednym z najlpeszych białych win opisanych na blogu w zeszłym roku było właśnie verdejo z Ruedy, dlatego wiemy, że tam robią dobre wina. Pytanie co i jakimi drogami trafia do Polski? Instytut jeszce nie raz powie „sprawdzam!”

.

*Tak naprawdę to nikt tego nie wie. Dane na 2004 wyraźnie wskazują na airen, natomiast w ciągu ostatnich lat rozwój winnic w Azji, gdzie dominują odmiany czerwone każe przypuszczać, że to cabernet sauvignon przejął pałeczkę pierwszeństwa. Na dzień dzisiejszy nie wiemy jednak nic pewnego.

** zapożyczone

Vegaval Plata 2010 Syrah

rodzaj: czerwone wytrawne
szczep: Syrah
kraj pochodzenia: Hiszpania
apelacja: Valdepenas
producent: Miguel Calatayud
http://www.vegaval.com/en/
alkohol: 13,5%
cena: 17 pln
kupione w: Alma

.

Niedawno testowaliśmy podobne wino tegoż proucenta, zrobione ze szczepu Garnacha, które pozostawiło całkiem pozytywne wrazenie. Czy Syrah od Miguela Calatayud da radę dorównać koledze z czerwoną etykietą? Zapraszamy do degustacji.

Kolor bordowy z brunatnymi refleksami. W nosie dość dyskretny owoc, z domieszką nut skórzanych i lakieru do paznokci; wyczuwalny alkohol. W smaku porzeczka, aronia i wiśnia, niekoniecznie w stu procentach dojrzałe. Poza tym intesywnie taniczne, dość suche, ściągające i nieco pieprzne.

Ocena ogólna:
Ciekawe, nieco bardziej wymagające od Garnachy wino, suche i jakby ‚zielone’. Dość dobre jak na tę cenę. Może sprawdzić się z intensywnymi w smaku mięsami. Testowane z drobiem w sosie miodowo – musztardowym: ciekawy dysonans nieco pomógł temu winu. Gdyby Instytut stosował skale punktowe, wino dostałoby pół oceny lub jeden punkcik mniej od wcześniej testowanej Garnachy.

Chateau Saint-Sauveur-Duplessis 2010

rodzaj: czerwone wytrawne
szczep: b.d.
kraj pochodzenia: Francja
apelacja: Bordeaux
alkohol: 13%
cena: 29 pln
kupione w: Alma

Od niedawna w Lidlu dostępne są wina ‚wielkich’ apelacji w niewielkich cenach. Oferta popularnego dyskontu wzbudziła znaczne kontrowersje. Jednych utwierdziła w przekonaniu, że nie da się znaleźć dobrego Barolo za 30 złotych, innych, że taka promocja może zainteresować osoby średnio obeznane w enologii winami za ponad 100 pln.

Instytut tymczasem postanowił sprawdzić, czy za owe 30 złotych można znaleźć dobre wino z uznanej apelacji, które kosztuje właśnie tyle ile jest warte. Nie jest tajemnicą poliszynela, że minęły już czasy, gdy wina z regionu Bordeaux kosztowały bajońskie pieniądze. Biedronka oferuje wina znad Garonny już od kilkunastu złotych, a wybór w przedziale 25-40 złotych może przyprawić o zawrót głowy, tak w dyskontach, jak i specjalistycznych sklepach. Bordeaux za 30 złotych nie jest już niczym niezwykłym.

Na warsztat degustacyjny zostało wzięte wino Chateau Saint-Sauveur-Duplessis z 2010 roku kupione w Almie za 29 złotych. Etykieta wygląda jak na Bordeaux dość typowo – bałagan typograficzny, a w tle jakieś zabudowania, będące pewnie tytułowym ‚szato’. Słowem, klasyka.

W kieliszku wino jest intensywnie bordowe z fioletowymi refleksami. Gęste, powoli ścieka po ściankach kieliszka. W nosie intensywny owoc – porzeczka i aronia, a poza tym tytoń i, niestety, mokre trociny. W ustach znów intensywny owoc – wiśnia i aronia, poza tym bardzo mocno kwasowe i takie jakby trocinowe. Niezbyt ładnie się to wszystko łączy, a smak potrawy (schab w sosie  balsamicznym z truskawkami) został zdominowany i wykoślawiony. Słowem, rozczarowanie.

Instytut jednak zamiast wylewać wino do zlewu dał mu jeszcze jedną szansę. Wiadomo wszak, że wina beczkowe często rozwijają swój pełen potencjał po kilku dniach. W czwartej dobie po otwarciu to, co najbardziej przeszkadzało, wycofało się, a wino stało się przyjemnie pijalne. Aromaty trocinowe schowały się, kwasowość zelżała, a uwypuklił się owoc i tytoń. Wino zharmonizowało się, zaokrągliło i złagodniało.

Ocena ogólna:
Kiepskie pierwsze wrażenie zostało nadrobione przy drugim spotkaniu. Nie jest to nic nadzwyczajnego, wiele win tak ma, że zyskuje po tzw. ‚napowietrzeniu’. Od nas tylko zależy czy starczy nam cierpliwości.