Archiwum

Austria

Choć może nie widać tego po ilości wpisów na łamach Instytutu, to grüner veltliner jest jednym z naszych ulubionych szczepów. Lubimy go za świeżość, owocowość i przewidywalnie wysoką jakość, zwłaszcza w wykonaniu austriackich producentów. Dziś degustujemy wino od rodziny Gruber z miejscowości Röschitz, położonej w regionie Weinviertel w Północnej Austrii.

gruber roschitzGrüner Veltliner Röschitz z rocznika 2013 (Wineland, 40pln) delikatnie bąbelkuje po wlaniu do kieliszka. W nosie jest intensywnie cytrusowe z nutą ziół i białego pieprzu. W ustach przede wszystkim owocowe, cytrusowo – agrestowe, z wyraźnym kwasowym szkieletem i nutą pieprzu i goryczki na finiszu.

Jednym zdaniem, nieskomplikowane, świeże, smaczne i bardzo pijalne wino.

meinklang st lau 2011Coraz bardziej podobają nam się czerwone wina środkowoeuropejskie, blaufrankische, kadarki, zweigelty i inne portugeisery. Może to wina lata, że mięsista Jumilla nie smakuje tak jak dawniej, a może to wina wina i jego lekkości i bezpretensjonalności, że słowa egri bikaver brzmią jak nazwisko przyjaciela. Dziś otwieramy St. Laurenta od znanego nam już producenta, Meinklang (Exovino, 62 pln).

O producencie co nieco już napisaliśmy, dodamy trzy słowa o szczepie, który ampelograficznie jest spokrewniony z pinot noir, a jego pochodnymi są między innymi zweigelt i rondo. St. Laurent jest najczęściej uprawianą czerwoną odmianą w Czechach, poza tym można go często spotkać w winach z Austrii i Niemiec, zdarza się we Francji i na Słowacji, w Polsce trudne do uprawy ze względu na wrażliwość na wiosenne przymrozki i dojrzałość do zbiorów najwcześniej na początku października.

Zapach jest średnio intensywny, ale ładny, wiśniowy i jagodowy. W ustach sporo owocu. Wino jest dość lekkie, ale odrobinę dostojniejsze od Burgenlandrot i pełniejsze. Na finiszu zauważalnie pikantne.

Bardzo smaczne i, znów, bardzo środkowoeuropejskie. Czy dobre aż na 62 złote? Ciężko ocenić, ale za porządną interpretację rzadko spotykanego szczepu można czasem przepłacić, a co!

meinklang b rot 2011Meinklang to rodzinne przedsięwzięcie z Burgenlandu, czyli położonego najbardziej na wschodzie Austrii regionu, graniczącego między innymi z Węgrami. Stąd też nierzadko winarze operują po obu stronach granicy. Przykładem takiej działalności jest znany nam już Weninger, przykładem będzie Meinklang. Obaj producenci są także przedstawicielami ruchu biodynamicznego.

Należąca do związku Demeter winnica szczyci się prowadzeniem upraw według filozofii Rudolfa Steinera, antropozofa i biodynamika. Nie używa się tu pestycydów ani nawozów sztucznych, zamiast tego sadzi się specjalnie dobrane trawy i zioła, zakłada kolonie owadów i zakopuje w ziemi krowie rogi. Za nawożenie odpowiada pokaźne stado bydła (stąd też krowy na etykietach), a wino fermentuje dzięki pracy wyłącznie dzikich drożdży. Wszystko między innymi po to, by ograniczyć przenikanie potencjalnie szkodliwych substancji do cyklu życiowego rośliny, a co za tym idzie – do wina. Warto zajrzeć na stronę producenta, gdzie szczegółowo opisano filozofię tworzenia tych win.

Burgenlandrot 2011 (Exovino, 38 pln) to kupaż typowych środkowoeuropejskich czerwonych szczepów – blaufrankisch, st. laurent i zweigelta, i zarazem podstawowa etykieta producenta. Kolor czerwony, lekko przejrzysty, ale nie aż tak jak się spodziewaliśmy. Zapach owocowy, wiśniowy, wyczuwalna nuta lakieru do paznokci. W ustach lekkie czerwone owoce, wyraźna kwasowość i garść pieprzu na finiszu. Ciała nie za dużo.

Podstawową etykietę od Meinklang przyjmujemy za wzorzec środkowoeuropejskiego wina czerwonego, od którego oczekujemy lekkości, owocu i pieprzu, a niekoniecznie mięsistości i koncentracji. Wino nieodparcie kojarzy nam się z bikaverami, które piliśmy na Węgrzech. I teraz konia z rzędem temu, kto znajdzie w Polsce dobrego bikavera za 38 pln. Instytut poleca.