Meinklang to rodzinne przedsięwzięcie z Burgenlandu, czyli położonego najbardziej na wschodzie Austrii regionu, graniczącego między innymi z Węgrami. Stąd też nierzadko winarze operują po obu stronach granicy. Przykładem takiej działalności jest znany nam już Weninger, przykładem będzie Meinklang. Obaj producenci są także przedstawicielami ruchu biodynamicznego.
Należąca do związku Demeter winnica szczyci się prowadzeniem upraw według filozofii Rudolfa Steinera, antropozofa i biodynamika. Nie używa się tu pestycydów ani nawozów sztucznych, zamiast tego sadzi się specjalnie dobrane trawy i zioła, zakłada kolonie owadów i zakopuje w ziemi krowie rogi. Za nawożenie odpowiada pokaźne stado bydła (stąd też krowy na etykietach), a wino fermentuje dzięki pracy wyłącznie dzikich drożdży. Wszystko między innymi po to, by ograniczyć przenikanie potencjalnie szkodliwych substancji do cyklu życiowego rośliny, a co za tym idzie – do wina. Warto zajrzeć na stronę producenta, gdzie szczegółowo opisano filozofię tworzenia tych win.
Burgenlandrot 2011 (Exovino, 38 pln) to kupaż typowych środkowoeuropejskich czerwonych szczepów – blaufrankisch, st. laurent i zweigelta, i zarazem podstawowa etykieta producenta. Kolor czerwony, lekko przejrzysty, ale nie aż tak jak się spodziewaliśmy. Zapach owocowy, wiśniowy, wyczuwalna nuta lakieru do paznokci. W ustach lekkie czerwone owoce, wyraźna kwasowość i garść pieprzu na finiszu. Ciała nie za dużo.
Podstawową etykietę od Meinklang przyjmujemy za wzorzec środkowoeuropejskiego wina czerwonego, od którego oczekujemy lekkości, owocu i pieprzu, a niekoniecznie mięsistości i koncentracji. Wino nieodparcie kojarzy nam się z bikaverami, które piliśmy na Węgrzech. I teraz konia z rzędem temu, kto znajdzie w Polsce dobrego bikavera za 38 pln. Instytut poleca.